poniedziałek, 10 listopada 2014

4: Over And Over.

Siemaneczko. Kopę lat!

Dosłownie - kopę lat. Nie było mnie tutaj ponad rok i w tym czasie udało mi się osiągnąć (fanfary)... nic. Jedno wielkie prawie-nic. Czy jestem z siebie z tego powodu niezadowolona? Okropnie, cholernie bardzo! I po raz kolejny zadaję sobie to samo pytanie: Ile razy jeszcze muszę coś zjebać zepsuć, żeby w końcu osiągnąć sukces? Podobno ludzie sukcesu pomimo porażek i gorszych chwil zawsze podnoszą się z dna i nie poddają się, tak mówią. Czy jestem człowiekiem sukcesu? W tej chwili tak wiele mi do niego brakuje. Co stawia mnie znowu w punkcie wyjścia - zaczynam od zera. Ponieważ chcę być człowiekiem sukcesu; chcę być z siebie dumna.

Jak wiele zmieniło się w moim życiu od ostatniego wpisu? (Zrozumiem, jeśli masz to, cóż, w dupie i pominiesz ten akapit). Największa życiowa porażka: przytyłam (ale zaskoczenie, no nie?). Wróciłam praktycznie do swojej starej wagi z czasów gimnazjum; okresu, który bardzo źle wspominam ze względu na swoją masę właśnie. Co prawda, tym razem mam odrobinę więcej mięśni niż tłuszczu, ale sam fakt, że potrafię się doprowadzić się do takiego stanu, przeraża mnie. Niestety, powróciły czasy, gdy boję się na głos mówić o swojej wadzę. Again. Wracając do bardziej pozytywnych aspektów: zdałam tą bloody maturę. Całkiem dobrze, nie chwaląc się. Powyżej własnych oczekiwań, jeśli mówimy tutaj o matematyce. Po raz pierwszy w życiu pracowałam zagranicą. W Holandii, bardzo blisko Rotterdamu. Dwa miesiące męczyłam się w szklarni ze ścinaniem pomidorów i liśćmi (i, cóż za zaskoczenie, nie schudłam). Poznałam mnóstwo ludzi i, pomijając bardzo męczącą pracę, wyjazd był jak najbardziej udany. Miałam w końcu okazję spróbować życia na własną rękę, bez pomocy rodziców i, szczerze mówiąc, trochę mnie to przeraża. Prawdziwe życie jest naprawdę ciężkie. Co było potem? Dostałam się na studia, a dokładniej na filologię angielską (get ready for wplatanie angielskich słówek w posty!) Jest mi trochę trudno, mam drobne braki z liceum (damn me!, czemu musiałam się opieprzać?!), dlatego też spędzam sporo czasu na nauce, co jest całkiem do mnie niepodobne, jednak niestety niezbędne, aby zaliczyć pierwszy semestr (niemałe wyzwanie mnie czeka, hoho!). A mieszkanie w akademiku tylko dodaje trudności temu zadaniu. To nie tak, że nie polecam akademików! Poznałam tutaj mnóstwo wspaniałych osób (hej, ci Hiszpanie są moi!), atmosfera bardzo przyjazna, ale jeśli masz zamiar zamieszkać w domu studenta i uczyć się, naprawdę się uczyć, zalecam zakup zatyczek do uszu. No i cóż, tyle się wydarzyło w wielkim skrócie - nie mogę też wszystkiego opowiedzieć w jednym poście. Co to, to nie. 

A jak dieta? Some may ask: Jaka dieta? Ciężko jest zdrowo się odżywiać, ćwiczyć i jednocześnie studiować. To wymaga dużej motywacji i silnej woli - czyli tych rzeczy, których w chwili obecnej mam jak na lekarstwo. Ale cytując fragment jednego z artykułów, który kiedyś przeczytałam: Zostaw złe chwilę za sobą, zacznij od nowa. Niech będą one jedynie wyblakłym wspomnieniem dołku, z jakiego udało ci się podnieść (czy jakoś tak). Dlatego powołując się na powyższe słowa, zaczynam od nowa. Z czystym kontem. Porażki puszczam w niepamięć, nastała najwyższa pora, aby osiągnąć sukces.

(To jak, kto zaczyna ze mną?)

Obecnie, niestety, jestem przeziębiona, lecz nie zatrzymuje mnie to przed nowym startem. Jak dieta, to dieta. Chociaż, chwila, źle to ujęłam. To nie dieta - tylko nowy, lepszy, zdrowszy tryb życia. Dokładnie tak powinnam to wszystko traktować. Nie jako obowiązek, lecz jako coś, co robię dla samej siebie, żeby czuć się lepiej we własnym ciele. Coś, pokuszę się powiedzieć, co sprawia radość. Healthy lifestyle musi stać się twoim nawykiem, dlatego tak ważne jest, aby twoja praca w osiąganiu celu była regularna. Jednak zanim dojdziesz do części, w której zaczynasz budowanie nowego nawyku, musisz najpierw porzucić stare nawyki i powiedzieć sobie: to teraz jest ten moment! Tak więc - przestań marzyć, zacznij robić. Niektórzy pewnie teraz zaśmialiby się pod nosem i powiedzieli: tak, jasne, łatwo ci mówić. Prawda jest taka, wielu przede mną udało się to osiągnąć, dlaczego w moim czy waszym przypadku ma być inaczej? 

 
Powoli zmierzając ku końcowi, (nie sądzicie, że ten post jest jakiś okropnie długi?), pragnę dowiedzieć się, jak to jest z Wami? Czy za Waszym odchudzaniem kryje się jakaś historia, porażki, sukcesy? Schudłaś? Pochwal się! Masz problemy z mobilizacją? Podziel się nimi ze mną! Z radością przeczytam każdy komentarz i na niego odpowiem. I druga sprawa, polecacie jakieś sprawdzone ćwiczenia siłowe i cardio? A w następnym poście podzielę się z Wami tym, co ćwiczę ja.


Well. Coś, czego nie mogło zabraknąć. Piosenka dnia:
Wpada w ucho, huh? 

Do następnego wpisu. Trzymajcie się swoich postanowień i nigdy się nie poddawajcie! Love ya!